Forum Axun Music Strona Główna

Axun Music
AxunMusic.fora.pl - FORUM OGÓLNOMUZYCZNE
 

[ARTYKUŁ]Czy można w Polsce zarobić na clubbingu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Axun Music Strona Główna -> Muzyka elektroniczna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
GoNd




Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: TARNÓW

PostWysłany: Śro 12:01, 07 Wrz 2005    Temat postu: [ARTYKUŁ]Czy można w Polsce zarobić na clubbingu

Czy można w Polsce zarobić na clubbingu? Wielu z tych, którzy starają się to zrobić twierdzi, że nie.
Ale wśród nich nich są też tacy, którym się to udało. Pewnie, że można. Nie jest to może łatwe i wymaga kontaktów oraz bardzo dobrej znajomości rynku, jednak są tacy, którzy z clubbingu żyją, i to całkiem nieźle. Są to głównie didżeje, organizatorzy imprez i właściciele klubów. Reszta jakoś daje radę, ale musi upłynąć trochę czasu, zanim godziwe pieniądze robić zaczną właściciele sklepów muzycznych, posiadacze wytwórni płytowych i producenci. A jeszcze dłużej na finansowy sukces poczekają ci, którzy mają szkoły dla didżejów, agencje bookingowe lub zawodowo tańczą na scenie.


Zostań didżejem…
Clubbing w na świecie ruszył w połowie lat 80. Na początku didżeje grali za darmo. Jak mówi Paul Oakenfold. - Na didżejowaniu nie zarabiało się nic, graliśmy z miłości do muzyki i czystej chęci wyrażenia siebie… Dziś jednak za dwie godziny grania dostaje tyle, ile niektórzy nie zarabiają w ciągu całego roku (nawet do 20 tys. funtów brytyjskich za imprezę, czyli 120 tys. złotych). Jednak zwykle suma, którą żądają najlepsi brytyjscy didżeje za występ na imprezie to 5 tys. funciaków. Nic więc dziwnego, że można ich zobaczyć głównie na imprezach w największych klubach lub na festiwalach.
Didżeje pokroju Derricka May'a czy Corvina Dalka grają dwugodzinny set za około 700-2000 funtów, czyli 3,5-10 tys. złotych. Do tego dochodzą opłaty za przelot, nocleg w min. 3-gwiazdkowym hotelu, i finansowanie dodatkowych atrakcji na miejscu.
Jednak statusu superdidżeja nie osiąga się grając tylko na imprezach. Produkcja własnych utworów, posiadanie wytwórni płytowej, agencji bookingowej, prowadzenie programów radiowych, nagrywanie muzyki do gier komputerowych i filmów, no i granie na najlepszych imprezach… Na tym wszystkim Paul Oakenfold zarabia nawet 1,5 miliona funtów brytyjskich, czyli 9 milionów złotych rocznie. Słabo?
U nas sytuacja przedstawia się trochę inaczej – bycie superdidżejem to po prostu granie więcej niż dwa razy w tygodniu. Produkcja własnych utworów, jeśli w ogóle, przychodzi długo, długo potem. A to głównie dlatego, że sprzęt do robienia muzyki jest, na nasze warunki, horendalnie drogi. Stawki, jakich może żądać naprawdę dobry didżej na ogół nie przekraczają 2 tys. złotych za set. Didżej z 10-letnim stażem za set w klubie mogącym pomieścić 3000-5000 ludzi bierze 1200-1500 złotych. Jednak większość klubów, nawet tych w stolicy, za granie płaci 500-700 złotych.
Wobec wciąż rosnącej mody na clubbing, można złapać wiele nieistniejących jeszcze do niedawna w tym zawodzie fuch. Granie podczas talk-showów, pokazów mody, bankietów firmowych oraz na prywatnych imprezach domowych gwiazd kina i estrady, a także polityków i biznesmenów może być dodatkowym, jeśli nie głównym źródłem dopływu gotówki.
Jeśli didżej ma trochę oleju w głowie, w ciągu niedługiego czasu może odłożyć naprawdę niezłą sumkę. Choć część z tego regularnie przeznaczać musi na płyty (około 2-3 tys. złotych na miesiąc), i tak wychodzi na tym interesie nienajgorzej – jego zarobki bowiem plasują się na poziomie 5 tys.– 7 tys. złotych miesięcznie, a czasem aż dwa razy tyle. Polscy didżeje często jednak oprócz grania parają się inną pracą zarobkową. Angelo Mike na przykład otworzył właśnie w stolicy sklep z płytami i sprzętem didżejskim, DJ Mellow jest menadżerem marki „Red Bull”, Insane – stołecznego baru muzycznego Trasa. Doubledecker pracuje w banku, Dreddy w agencji promotorskiej Amoeba, a Kraff jest szefem redakcji jednego z pism hip-hopowych.
By zostać didżejem musisz kupić sprzęt, bez niego bowiem nie nauczysz się grać, a u dobrego didżeja technika to podstawa. Minimum, jakie musisz posiadać to dwa gramofony, mikser, słuchawki i kilka płyt (około 3000 złotych, pod warunkiem, że nie chcesz kupić Technicsów, bo za jeden tylko gramofon tej firmy płacisz około 2500 złotych). Po tym, jak nauczysz się miksować, proponuję wypróbować sił na domówkach. Zawsze lepiej wyjść na beztalencie wobec kilkunastu, zamiast kilkudziesięciu osób. Dlatego polecam urodziny sąsiadki. Dopiero po jakimś czasie uda ci się rozpocząć regularne grania w klubach, będziesz potrzebował też pudło lub torbę na płyty, parę igieł do gramofonu, kilka nowych płyt tygodniowo. Jeśli masz talent i trochę oleju w głowie, osiągnięcie sukcesu nie powinno ci zająć dłużej niż rok. Duży wpływ na twoja karierę ma też rodzaj muzyki, którą grasz. W Polsce o wiele łatwiej jest się przebić didżejom grającym house, niż tym od techno czy psy-trance’u. Wynika to z zapotrzebowania komercyjnego rynku na określoną odmianę muzyki klubowej, którą niezmiennie od kilku lat jest właśnie house.

Plusy: Jeśli uda ci się wspiąć na szczyt, wszystkie sztuki w klubie są twoje, bez względu na to, jak wyglądasz. Grasz nas najlepszych imprezach za największe pieniądze. Możesz w związku z tym pozwolić sobie na markowe ciuchy i śniadanka w drogich knajpach. A także mnóstwo rewelacyjnych płyt.

Minusy: Ciągłe podróże z miasta do miasta, brak należytej ilości snu i regularnego odżywiania się powoduje ogólne wyczerpanie organizmu. Zazdrość mniej popularnych kolegów z branży, ciągłe użeranie się z właścicielami klubów o godziwy sprzęt no i oczywiście pieniądze (najpierw negocjowanie stawki, potem pilnowanie by ją w ogóle dostać) mogą doprowadzić do szaleństwa.
Poza tym, kiedy, nie daj boże, minie twoje pięć minut, nagle okaże się, ze nikt z tobą nie chce nawet rozmawiać.

Zostań organizatorem imprez...
Organizacja imprez w naszym kraju to wyjątkowo ryzykowny interes. Kiedy projekt wypali, możesz zarobić naprawdę sporo pieniędzy. Ale może zdarzyć się, że teoretycznie skazana na sukces impreza (bo są gwiazdy z zagranicy, dobra miejscówka, akurat tego dnia nie ma żadnych wydarzeń konkurencyjnych) okazuje się kompletnym niewypałem.
Po pierwsze, musisz zadać sobie pytanie, co to znaczy dobra impreza? Według Jacka Adamczyka, organizatora imprez pod hasłem Muchomor, dobra impreza to impreza z pomysłem, a udział zagranicznej gwiazdy jest jego zdaniem drugorzędny. "Bardzo podobał mi się pomysł DJ-a Insane'a na imprezę w stołecznej Trasie. Wydarzenie odbyło się pod hasłem DJs' Battle. Przy ustawionych na parkiecie na przeciw siebie konsoletach grali parami didżeje, puszczając płyty na zmianę. Szkoda, że nie było zapowiadanego ringu...". Ciekawie rozwiązana aranżacja lokalu nie tylko zdecydowanie dodaje imprezie atrakcyjności, ale też może być powodem, dla którego wydarzenie jeszcze przez długi czas od jego zakończenia będzie wspominane przez uczestników (jak np. balangi w stołecznym Instytucie lub w na plaży o zachodzie, lub pewniej wschodzie słońca). Jem Linsey, szef Amoeby (organizatora m.in. kultowych imprez z cyklu Love Bomb czy "W") twierdzi, że podstawą dobrej imprezy są ludzie, a tych z kolei przyciąga dobra muzyka. Mniejsze znaczenie ma natomiast oświetlenie. - Zrobiliśmy kilka nieprawdopodobnie udanych imprez z jednym tylko światłem - opowiada. Jego zdaniem, aby impreza osiągnęła status super-balangi niezbędny jest sponsor. I to najlepiej nie na jedną imprezę, ale na cykl wydarzeń. Wtedy można opracować długoterminową politykę promocji (niezmiernie ważnej przy dużych imprezach) i zysk organizatorów jest pewniejszy. Owszem, można zarobić i bez udziału gotówki z zewnątrz, ale ryzyko takiego przedsięwzięcia jest o wiele większe.
Jeśli nie masz doświadczenia, najlepiej zacznij wynajmować na balangi kluby. Ryzykujesz przy tym niewiele, a szanse na zysk są relatywnie duże. Na przykład dzielisz się z właścicielem wpływami z biletów (po 50%) a do tego 20% z obrotów w barze. Lub zatrzymujesz wpływy z bramki, właściciel zaś dostaje konkretną sumę jako tzw. opłatę stałą za obsługę imprezy. Koszty jakie ponosisz, ograniczają się w zasadzie do gaży didżejów oraz ewentualnie ulotek i plakatów...
Jeśli jednak chcesz zorganizować profesjonalną imprezę w klubie na kilkaset osób, będziesz potrzebował co najmniej 10 tys. złotych. A to tylko podstawowe koszty (nie zapomnij wliczyc w budżet rachunków telefonicznych - 500-700 złotych, paliwa - 400 złotych i prowiantu). Jeśli planujesz gwiazdę z zachodu, dochodzi również koszt przelotu (1800 złotych), hotel z wyżywieniem (500 złotych) plus wynagrodzenie (średnia gaża to 300-600 funtów brytyjskich za secik). W trakcie produkcji bądź przygotowanych na wiele niespodzianek.
Jeśli planujesz większe wydarzenie w wynajętej hali lub fabryce, koszt takiego przedsięwzięcia wzrasta. Budżety na imprezy halowe mające przyciągnąć około 3000 ludzi kształtują się mniej więcej na poziomie 150.000 tysięcy złotych, i obejmują wszystko - od gazy artystów po wynajęcie płotków odgradzających tłum od sceny.
Zdarza się, że bilety wyprzedane, lokal pęka w szwach, z barów wykupiony cały alkohol, a po przeliczeniu dochodu okazuje się, że wyszedłeś na zero. Niezwykle frustrujące, ale skłania do analizy kosztów przedsięwzięcia. Tak stało się z ubiegłoroczną imprezą w podwarszawskim Instytucie Energetyki, kiedy grał Luke Slater. Brak było głównego sponsora i mimo porażającej frekwencji - Instytut pękał w szwach - organizatorzy wyszli w zasadzie na zero. Bo wynajmując miejsce typu Hala Wysokich Napięć ściągnąć do niej trzeba wszystko - światła, nagłośnienie, toalety, bramki, bary z lodówkami i całe mnóstwo innych rzeczy, które są niezbędne na imprezie. Oprócz tego trzeba pokryć koszt druku kilku tysięcy plakatów trzech razy tyle ulotek.
Warto też zainwestować w druk biletów, a konkretnie hologramy czy inne zabezpieczenia. Zdarza się, że bardziej pomysłowy "biznesmen" postanowi wzbogacić się przy okazji twojej imprezy i podrobi niewystarczająco zabezpieczone bilet. Mimo pełnej frekwencji 40% zysku z bramki przechodzi ci koło nosa. Czasem bramkarz okazuje się przekupny i zamiast sprzedawać bilety wpuszcza ludzi za połowę sumy, a pieniądze chował do kieszeni - taka sytuacja miała miejsce na jednym z głównych festiwali open-air zorganizowanych latem w stolicy. Jednak mimo dużo mniejszych niż początkowo zaplanowanych wpływów z biletów, organizatorzy okazali się na tyle fair, że wszystkim artystom wypłacili gaże.
Teoretycznie promotorem imprez może zostać każdy, kto cechuje się dobrą organizacją pracy, i posiada kontakty w świecie muzyki i reklamy. Pierwsze gwarantują trafność w doborze artystów a także lepsze warunki ich bookowania. Nie jest bowiem łatwo zabookować największe gwiazdy. Ich menadżerowie są ostrożni - by uniknąć kłopotów w rodzaju niezapłaconego honorarium lub kłopotów z noclegiem, przywiązują dużą wagę do tego z kim pracują.
Udana impreza to niewątpliwie dobry interes. Świadczy o tym fakt, że wielu wybitnych młodych ludzi porzuciło pracę w mediach czy wielkich wytwórniach muzycznych by w pełnym wymiarze czasu oddać się organizacji imprez. Średni zysk z udanej imprezy na 1000 osób to suma rzędu 20-35000 złotych. Składają się na to wpływy z biletów, kaska od sponsora i utarg baru. Tylko biorąc pod uwagę, że przygotowanie jednej z nich zajmuje nawet do 3 miesięcy, pozostaje pytanie, ile takich imprez w ciągu roku uda się przygotować. I czy wszystkie będą tak samo udane.
Dlatego najlepiej zacząć od organizacji imprez w lokalnym klubie. To pozwoli ci poznać sposoby wpływania na frekwencję, a tym samym poznać tajniki dobrego wydarzenia klubowego. Najpierw zapełnij klub o pojemności 300 osób. Jeśli po jakimś czasie lokal okaże się za mały, przeniesiesz się do większego. Pieniądze zarobione ze sprzedaży biletów inwestuj w różne formy promocji - ulotki, plakaty strona internetowa (dzięki niej stwórz klub lojalnościowy), zapraszaj coraz to lepszych didżejów (warto pomyśleć o gościach z zagranicy).

Plusy: W całym zjawisku clubbingu nie ma chyba nic przyjemniejszego niż ogromna hala po brzegi wypełniona rozszalałymi klubowiczami i nieziemskim brzmieniem bitu. Jednym słowem – super balanga w szczytowym momencie. A jeśli zdarzy się, że jesteś jej sprawcą, ze szczęścia masz pewnie mokro w majtkach. I wór kaski do przeliczenia po imprezie. No i z dnia na dzień, ludzie z branży staja się twoimi przyjaciółmi.

Minusy: Organizacja imprez to niezwykle ciężka praca. W tygodniu zajmujesz się formalnościami, w weekend w dzień przygotowujesz klub, a w nocy pilnujesz, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Często zdarza się więc, że nie masz czasu na sen przez dobę, albo i dłużej. Łatwo wtedy wpaść w pułapkę wspomagania się używkami. A i w czasie samej imprezy wręcz należy wypić drinka z VIPami, lub sama gwiazdą. I tak po jakimś czasie można się obudzić... w strasznym stanie.
A z rzeczy bardziej prozaicznych - pewien organizator po zakończeniu imprezy w hali o powierzchni kilkutysięcy metrów kwadratowych nagle zdał sobie sprawę, że zapomniał zamówić sprzątaczy. Mając za sobą trzy doby bez snu, nie pozostało nic innego jak złapać za miotłę i posprzątać lokal....

Zostań producentem…
Gdy sprzedajesz milion płyt w samych tylko Stanach Zjednoczonych (Chemical Brothers, Fatboy Slim), twoje dochody sięgają nawet 12 milionów dolarów rocznie. Na tę okrągłą sumkę składa się, oprócz sprzedaży płyt, sprzedaż praw autorskich do swoich produkcji (na przykład do wykorzystania w reklamie telewizyjnej), czy okazjonalne występy na żywo. A jeśli ludzie twoje płyty kupują równie chętnie co świeże bułeczki, za granie możesz krzyczeć ile wlezie. – Zagrałem kiedyś w Norwegii za 100 000 dolarów. To największa suma, jaka kiedykolwiek dostałem za set – powiedział Fatboy Slim, producent, który owe miliony zarabia na muzyce robionej na komputerze Atari.
Naszych rodzimych producentów, których muzyka jest na światowym poziomie, można by zliczyć na palcach. Większość, jeśli nawet zdecydowali się pracować w kraju, swoje kompozycje wydają za granicą. Stamtąd też dostają zamówienia (dotyczy to remiksów), lub mają podpisane kontrakty z wytwórniami płytowymi. Stawka za zremiksowanie utworu dla większej wytwórni płytowej w Wielkiej Brytanii na przykład to 2 tys.- 4 tys. funtów brytyjskich, czyli 1 tys.- 24 tys. złotych. Mniejsza wytwórnia za taką samą pracę płaci już tylko 500 funtów. W Polsce za umieszczenie swojego utworu na składance, firmy fonograficzne albo nie płacą wcale (masz sprawę potraktować jako promocję swojego talentu), albo procent od sprzedaży płyt - przy nakładzie 3 tys. płyt
można zarobić jakieś 300 złotych za utwór - często nabywając jednocześnie prawa autorskie do tego utworu. Jeśli uda ci się wkręcić w projekt komercyjno-reklamowy - czyli umieścić swoją produkcję na płycie wydawanej przez koncern spożywczy lub producenta ciuchów, możesz liczyć na trochę więcej, 2 tys. złotych. Z tym, że prawa autorskie pozostają twoją własnością, a więc możesz spróbować odsprzedać ten numer innym, bądź też wydać na swojej płycie.
Produkcja jednego kawałka trwa nawet do kilku miesięcy, istnieje tu konieczność dorabiania grając w klubach.
Aby produkować muzykę, potrzebujesz sprzęt. Podstawowy zestaw to sampler, klawisze i komputer z odpowiednim oprogramowaniem. Maszyna tym droższa, im więcej brzmień. Ale są i tacy, którzy zamiast nowoczesnych maszyn pracują na przestarzałym oprogramowaniu, bo, jak twierdzą, dzięki sobie tylko znanym sztuczkom mogą wydobyć z nich dźwięki, o jakich świat dawno już zapomniał.
Decydując się na rozpoczęcie produkcji muzyki musisz być przygotowany, że może upłynąć kilka ładnych lat, zanim twoja umiejętność obsługi programów i klecenia dźwięków w całość pozwoli na zmontowanie przyzwoitego numeru. Jeśli jednak masz talent, i, tak jak Mozart czy Beethoven słyszysz w głowie to, co potem sprawnie wydobywasz z maszyny, masz szanse, i to niemałe. Dziennie bowiem w samej tylko Wielkiej Brytanii wychodzi kilkadziesiąt płyt winylowych, dlaczego więc jedna z nich nie miałaby być twoja?

Minusy: Mogą minąć lata, zanim uda ci się zmajstrować kawałek naprawdę godny uwagi. Wiąże się to z dużą frustracją, brakiem gotówki, i ryzykiem, że nigdy ci się to nie uda. Poza tym układy w branży, a raczej ich nieposiadanie, mogą spowodować zwątpienie nawet u najbardziej uzdolnionego młodego producenta.

Plusy: wydawanie muzyki za granicą to przede wszystkim ogromna satysfakcja, ale też niemałe pieniądze i możliwość podróżowania. Poza tym, wydając płyty tam, tutaj możesz w międzyczasie didżejować promując własne imię i produkcje tak, by gdy rynek muzyki klubowej drgnie w końcu, wpasować się w niego już na mecie.

Załóż własną wytwórnię…
Wydawanie muzyki klubowej różni się od wydawania rocka czy popu, gdyż z założenia ta muzyka skierowana jest do specyficznych odbiorców – didżejów. Utwory tłoczone są na płytach winylowych – nośniku, który właśnie dzięki clubbingowi zmartwychwstał i do dziś pozostaje niezastąpiony. Ograniczone w porównaniu z płytami Britney Spears na przykład nakłady wydawnictw klubowych produkowane są przez niezależne wytwórnie płytowe – dużym koncernom ten interes by się po prostu nie opłacił. Cały mechanizm działa podobnie jak u molochów, z tym że na o wiele mniejszą skalę. W samej tylko Wielkiej Brytanii jest kilkaset niezależnych oficyn wydawniczych. I tak brytyjska wytwórnia NRK Sound Division na przykład zrzesza ośmiu artystów i ma 5-10 premier miesięcznie. Oprócz produkcji czarnych krążków nieźle zarabia się tez na wypuszczaniu składanek – kompilacji z muzyką miksowana przez gwiazdę wytwórni. Na takiej działalności w Wielkiej Brytanii zarobić można nawet 500 000 funtów brytyjskich, czyli 3 miliony złotych. W 1990 roku Brytyjczycy James Horrocks i Thomas Foley założyli React Records. Od początku ich wydawnictwa okazały się wielkim sukcesem. Dokładnie wyczuli rynek i skupili się na wydawaniu takiej muzyki, jaka przyciągała najwięcej klubowiczów – hard house. Pierwsza część kompilacji z serii „Reactivate” okazała się ogromnym sukcesem. Kolejne następne z tej serii ugruntowały tylko jej sukces. Wydanie składanej „Cafe Del Mar” (tytuł pochodzi od nazwy najpopularniejszego baru plażowego na Ibizie również okazało się być strzałem w dziesiątkę – szczególnie, kiedy wieść o starterach przy zachodzie słońca z udziałem największych gwiazd muzyki klubowej w tym ibizowskim barze plażowym obiegła cały świat.
W naszym kraju sprawa wygląda zgoła inaczej. Marne są bowiem szanse na zarobienie pieniędzy wydając płyty winylowe. Przy nakładzie 100 sztuk, koszt jednej płyty tłoczonej w Czechach (u nas nie ma tłoczni, choć paru didżejów nosi się z zamiarem zakupu takiego sprzętu) wynosi 30-40 złotych. To prawie tyle, ile płacą sklepy płytowe kupując od dystrybutorów po cenie hurtowej. Widoki na zarobek więc są niewielkie, chyba, że sprzedażą zajmiesz się sam. Wtedy za sztukę krzyczysz tyle ile sklep, czyli 45 złotych i cały zarobek zgarniasz do kieszeni. Problem tylko w tym, że winyli z polskimi utworami nikt nie chce grać, nawet, jak dostanie je za darmo (z reguły DJ Polak jest zbyt dumny by puszczać na imprezie kompozycje rywala), a co dopiero je kupować. Dla rodzimych producentów muzyki klubowej więc jedyną szansą na zarobek jest tłoczenie CD-ków, a i te sprzedawać trzeba po wyjątkowo atrakcyjnych cenach. Chłopcy z łódzkiej formacji producentko-didżejskiej, Sonic Trip, postanowili na własną rękę wydać swój debiutancki album – wytłoczyli płyty CD i sami zajęli się ich dystrybucją. Zakładając, że przy nakładzie 5 tys. produkcja sztuki kosztowała ich 5,5 złotego, przy cenie detalicznej 25 złotych i sprzedaży ponad połowy nakładu (minus 30% marży i 22% VATu) wygląda na to, że jednak cos na tym zarobili. Jednak po 25 złotych poszło tylko część sprzedanego nakładu. W połowie całej operacji dogadali się bowiem z dużym koncernem fonograficznym, który przejął dystrybucję płyty. I wtedy za sztukę Sonic Trip dostawali kolejne kilka złotych mniej.
Generalnie, w tym fachu niezbędna jest muzyczna intuicja. Umiejętność wyczucia talentu muzycznego musi być parokrotnie większa niż u policyjnego czworonoga zdolność wyniuchania półkilowej torby z ziołem w plecaku dilera. Niesamowita ilość zapału, samozaparcia i nade wszystko miłość do muzyki klubowej. Pamiętaj też, że nie wystarczy wytłoczyć płytę - trzeba ją jeszcze umieć sprzedać. A więc potrzebne ci będą kontakty wśród dystrybutorów, samych właścicieli sklepów, dziennikarzy, którzy te płyty opiszą, i top-didżejów, którzy ją zagrają i w ten sposób wypromują. A jeśli budżet pozwoli, zawsze możesz zlecić promocję firmie, która zrobi to wszystko za ciebie.

Plusy: Bycie swoim szefem, obcowanie z artystami muzykami, obcowanie z muzyką klubową dzień w dzień, od rana do wieczora i od zmierzchu do świtu…

Minusy: Dużo wody może upłynąć, zanim w naszym kraju handel muzyką będzie intratnym interesem. Ale zaczynając już dziś, jest bardziej prawdopodobne, że do momentu, kiedy ten biznes ruszy, wyrobisz sobie super kontakty i zdobędziesz wystarczającą ilość doświadczenia, by skutecznie wyprzeć z rynku konkurencję.

Źródło: Laif nr 10


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Axun Music Strona Główna -> Muzyka elektroniczna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin